czwartek, 13 listopada 2014

Checklista szczęścia

Będę szczęśliwa jak... zakocham się, jak założę rodzinę, jak będę miała dziecko, jak zmienię pracę, jak będę więcej zarabiać, jak skończę studia, jak kupię lepszy samochód, jak zamienię mieszkanie na dom z ogródkiem, jak schudnę, jak kupię te super szpilki... Taka nasza checklista szczęścia zdaje się nie mieć końca. Myślicie tak czasami? Mamy skłonność do odkładania swego szczęścia aż TO zrobimy, zmienimy, kupimy, a jak już TO się stanie, jak TO kupimy, osiągniemy - czujemy się szczęśliwi, ale czy to jest to SZCZĘŚCIE?

Psycholog Dan Gilbert badając zagadnienie szczęścia doszedł do zaskakujących wniosków. Porównywał poziom szczęścia osób, które w wypadku straciły kończyny i osób, które wygrały duże sumy na loterii i okazało się, że po roku byli porównywalnie szczęśliwi. Zaskakujące? Dla mnie dosyć, ale skoro "czas leczy rany" (mam tu na myśli różne tragedie), to może i euforyczne uczucie szczęścia przemija z czasem?

A gdyby tak BYĆ SZCZĘŚLIWYM PO PROSTU? Każdego dnia z powodu swojej codzienności, tego co mamy i ludzi, których mamy wokół . Szczęście czasem pachnie kawą, czasem oślepia słońcem, czasami brzmi ciepłym słowem, bo...

szczęście leży nie w posiadaniu tego, czego chcemy, ale w chceniu tego, co już posiadamy.





piątek, 21 lutego 2014

Kariera telemarketera, czyli nazwanie kogoś idiotą to nie obelga, lecz diagnoza.

      Dziś  odebrałam telefon (jakich wiele) od telemarketerki. Z góry przepraszam wszystkich kompetentnych telemarketerów, nie jest moim zamiarem ich obrażać. rozmowa mniej więcej wyglądała tak (w cudzysłów wzięte zostały słowa telemarketerki):

- "Dzień dobry, dzwonię ze szwajcarskiej firmy XYZ, mogę zająć Pani chwilę?"
- Tak, proszę (jestem miła, bo wiem jak ciężka jest to praca, sama wykonałam w życiu pewnie z  milion tzw. zimnych telefonów sprzedażowych).
- "Mam dla Pani super ofertę - darmową maszynkę jednorazową do golenia."
- Dziękuję, ale nie jestem zainteresowana.
- "A może zakupi Pani bambusowe skarpetki? Nasza szwajcarska firma XYZ jest znana ze swej świetnej jakości produktów z rodzimych tworzyw, nie to, co ta chińszczyzna."
- Mówi Pani, że szwajcarska firma produkuje z rodzimych produktów bambusowe skarpetki?
- "Tak".
- A to w Szwajcarii rosną bambusy? (lekka ironia w moim głosie pojawiła się mimo najszczerszych chęci)
- "Tego nie wiem".
- A jak Pani myśli? Z czym Pani się kojarzą bambusy?
- "Z Azją?" (wyczuwalny tryb pytający)
- No, a gdzie leży Szwajcaria?
- "Chyba jakoś blisko granicy z Azją."
- Aha... (to był moment, w którym opadło mi wszystko, co tylko opaść mogło), a lubi Pani swoją pracę?
- "Szczerze - nie bardzo, wolałabym robić coś innego".
- To ja szczerze radzę dowiedzieć się więcej o kraju, z którego firma, w której Pani pracuje pochodzi, a o bambusach też nie zaszkodzi, może wówczas zmieni się coś zasadniczego w Pani życiu. Dziękuję za telefon.




czwartek, 20 lutego 2014

Nauka każdego dnia

      Pamiętacie te uczucie ulgi, które towarzyszyło Wam w dniu zakończenia formalnej edukacji - zdania matury, obronienia magistra? Sama przypominam sobie, że po skończeniu drugich studiów pomyślałam: "nareszcie", a na pytania czy idę na podyplomówkę, wzdrygałam się na myśl, że znów miałabym zakuwać, zdawać egzaminy, że przecież właśnie skończyłam edukację i czas na normalne życie...



      W powyższym błędzie tkwiłam tylko chwilę :) Okazało się, że  dalsze kształcenie jest konieczne, a nawet stanowi coś normalnego w życiu. Pewnie wielu z Was mówi sobie teraz: "na to trzeba mieć czas i pieniądze" - jest w tym trochę prawdy, ale bardzo mało... Najwięcej trzeba mieć chęci i samodyscypliny, z czym zazwyczaj jest najgorzej, także w moim przypadku :)

     Brian Tracy, którego ostatnio "wałkuję" mówi, że uczyć czegoś nowego powinniśmy się każdego dnia i postanowić, że będziemy to robić do końca życia. Powinno wejść nam to w nawyk jak codzienne mycie zębów czy jedzenie posiłków. Jak każdy nawyk, ten również można w sobie wypracować. Im częściej powtarzamy jakąś czynność, tym szybciej staje się ona automatyczna, więc dlaczego by nie zautomatyzować w sobie procesu samokształcenia? I na dodatek zacząć od dziś!

    Wielu ludzi pracuje w jakiejś branży, ale się w niej nie rozwija i to wcale nie dlatego, że nie mają możliwości - te są zawsze, trzeba tylko po nie sięgnąć. Ja, kiedy czuję, że niczego już się w danym miejscu nie nauczę i nie mogę więcej osiągnąć, dokonuję zmian i zawsze na tym dobrze wychodzę. Można coś robić i tego nie udoskonalać, tylko po co? Czy nie lepiej jest robić coś z pasją, poczuciem samorealizacji i przeświadczeniem, że robię to co robię coraz lepiej? I nie ważne, czy wstawicie w miejsce "robienia tego czegoś" swoją pracę zawodową, gotowanie obiadu czy sposób spędzania czasu z dzieckiem - róbcie to każdego dnia lepiej, szukajcie nowych rozwiązań, podglądajcie i pytajcie o rady lepszych od siebie i naśladujcie ich i nigdy, przenigdy nie porównujcie się z gorszymi od siebie (mamy taką skłonność, bo lubimy wypadać lepiej na tle innych), równać należy do najlepszych, by mieć szansę stać się lepszym. 

    Właśnie przypomniałam sobie wybieranie szkoły średniej pod koniec podstawówki - mój nauczyciel niemieckiego (w tym miejscu serdecznie pozdrawiam Pana Krzysztofa) powiedział: "Ola, możesz wybrać średnie liceum i błyszczeć tam jak diament swoimi wynikami, albo wybrać dobre liceum, w którym będziesz przeciętna i czasami będzie ciężko, ale za to wartość tam otrzymanego wykształcenia jest nieporównywalnie wyższa, ale wybrać trzeba cięższą drogę". Chodzi o to, że możemy się "ślizgać" we wszystkim co robimy, tylko przyznajmy uczciwie przed sobą, czy tego własnie chcemy?




poniedziałek, 17 lutego 2014

Ważne i ważniejsze czyli o priorytetach w życiu

Dawno nie pisałam, za co serdecznie przepraszam. Poprawię się - obiecuję :)


       Dziś piękne słońce za oknem skłoniło mnie do pewnej refleksji... Ile razy w ciągu dnia macie czas na zatrzymanie się i pomyślenie: "o jaki słoneczny dziś dzień", "o jak pięknie pachnie ta kawa", " o jak fajnie, że ktoś pomyślałam o mnie" itd.? Jeśli żyjecie tak jak ja do niedawna - czyli szybko (jeśli nie za szybko) to raczej takich momentów nie macie - rano bieg do pracy, intensywny dzień w biurze, wracacie jak jest ciemno i myślicie tylko o tym, żeby zjeść coś szybko, pogadać z mężem, pogłaskać kota, spocić się na siłowni od czasu do czasu i spać i tak w kółko...

       No i przyszedł taki moment w moim życiu, że codzienne czynności nabrały nowego znaczenia, bo... nie jestem już sama ze sobą i 24 h na dobę noszę pod sercem małą fasolkę, teraz już nie małą - raczej jest to lokator aspirujący do drużyny piłkarskiej ;) i tak mój świat się mocno wywrócił i znacznie zwolnił, a ja mam czas na celebrowanie codzienności.

      Zawsze wydawało mi się, że jestem szczęściarą - mam udane życie osobiste, zawodowo osiągnęłam już pewien pułap i nagle okazało się, że są jeszcze piękniejsze rzeczy na świecie i że najważniejsze na świecie jest nowe życie, które towarzyszy mi już kilka miesięcy. Od tej chwili uśmiecham się na wspomnienie niektórych sytuacji, które nazywałam problemami, bo w życiu są sprawy ważne i ważniejsze, niektóre są też cudami...



"Żyć można tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby wszystko było cudem."
Albert Einstein